Z cyklu: W starym zinie #60.

Tekst skopiowany z eko-art. Zina Być Może #1, w którym Grabaż charakteryzuje poszczególne utwory z płyty „Złodzieje zapalniczek” – Pidżamy Porno.
Dokładnej daty wydania tego pisemka nie znam, ale sądząc po jego wyglądzie i omawianym temacie, można sądzić, że ukazało się pod koniec lat dziewięćdziesiątych.

Gnijąca modelka w taksówce.
Jest to utwór, który powstał w 1985 roku czyli 12 lat temu. Wtedy często jeździłem pociągami do Wrocławia, miałem tam dziewczynę. W trakcie jednej z podróży jechałem z prostytutką. Siedzieliśmy sami w przedziale i rozmawialiśmy o życiu. Na początku ona wyskoczyła z jakiegoś malborasa i opowiadała mi o swoim życiu. Ja wtedy byłem szczawy na maksa i nie kumałem za wiele z tego o czym mówiła. Generalnie jej wypowiedzi i wygląd, to był taki „czas umierać”. I na samym końcu, gdy już do Wrocławia dojeżdżaliśmy paliliśmy popularne, a jej to żadnej różnicy nie robiło czy paliła popularne czy Marlboro. To właśnie o niej jest ta piosenka. A sam tytuł „Gnijąca modelka w taksówce” to jest tytuł jednego z obrazów Salvadore Dali.

Ezoteryczny Poznań.
To jest opisana moja droga z pracy do domu, po prostu sobie jadę i opisuję to co widzę.
Pracuję w radiu. Nawet w tekście piosenki jest „wracam z radia, jestem lekko uwalony”. Bardzo często się zdarza tak, że wracam kiedy już dziwki stoją. Akurat moja droga przechodzi przez te rejony, w których są takie bardzo wilgotne, ciepłe klimaty w Poznaniu. Stoją tam różne kobiety, mówią w różnych językach i za różne pieniądze sprzedają to co mają do sprzedania.

20 (One love).
To jest taki typowy numer o miłości, taki mocno wyidealizowany, napisany dla konkretnej osoby, która miała wtedy 28 urodziny. To był z mojej strony prezent dla niej.


Stąpając po niepewnym gruncie.
Tu można parę razy z różnych pozycji spojrzeć na ten temat. Może to być ewidentna rzecz w trójkącie między dwoma kobietami i facetem, albo można też tak, że jest to numer między facetem i facetem, też takie dosyć śliskie tematy, nie chciałbym nic więcej o tym mówić.

Poznańskie dziewczęta.
„Poznańskie dziewczęta”… Pamiętam jak kiedyś w pracy była taka akcja, że pokłóciłem się z pewną koleżanką, kłóciliśmy się straszliwie. W pewnym momencie miałem dosyć tej kłótni, bo wyczerpaliśmy już wszystkie możliwe argumenty. I tak na zgodę zacisnąłem jej szal na szyi i poszedłem do pracy. Kiedy wyszedłem ze studia, ona siedziała i była w szoku ponieważ jej tak mocno zacisnąłem ten szal, że mało się nie udusiła. No i stąd się ten szal wziął. A resztę dopisałem tak po prostu. Tak sobie dopisałem również, że jest wiele takich gości, którzy chodzą szczególnie latem albo wiosną, kiedy kobiety zaczynają się lżej ubierać. Oni chodzą i mają trudności z utrzymaniem nerwowej równowagi.

Xero z kota.
To jest dosyć stary numer, jeszcze z lat 80-tych (pierwsza część). Drugą część pisałem kiedy już była Pidżama, a może jeszcze jej nie było. Tam jest takie najważniejsze zdanie:
„ci co kiedyś byli tu, ci co teraz tutaj są, niczym się nie różnią i się śmieją w oczy durniom”.
To pośrednio dotyka tych, którzy siedzą na najwyższych stołkach, w największym polskim mieście – Warszawie i obojętne, z której strony przychodzą są tacy sami, niczym się nie różnią i się śmieją w oczy durniom. Czy to są komuniści, czy to są faszyści, czy to są socjaldemokraci, czy solidarność, czy nie solidarność, wszystko to jedna banda.
Polityka donikąd nie prowadzi, prowadzi do tego, że w momencie kiedy dorwiesz się do władzy, dorwiesz się do żłoba, jesteś takim samym gościem, jak ten, którego zmieniałeś. Nie ma tutaj najmniejszej różnicy, zawsze tutaj patrzysz i szukasz sytuacji i sposobów, żeby wyruchać resztę. O tym jest ten numer.

Czas, czas, czas.
To jest taki regał fajny, dosyć kontrowersyjny. Są osoby, którym się w ogóle nie podoba ta piosenka, ale są osoby, które uważają to za nasze drugie „Welwetowe swetry”. Taki numer pokoleniowy o tym, że w momencie kiedy dochodzi do pewnych spraw, do pewnych spraw dorastasz, to coś dla ciebie znaczy, coś dla ciebie jest ważne. O tym jest ten numer, o tym co jest ważne i o tym, żeby mieć świadomość tego co jest ważne, że wiesz co jest ważne.

Czekając na trzęsienie ziemi.
To też jest tekst o tym, jak wyglądasz na 10 minut przed trzęsieniem ziemi, o tym że przestają bić zegary. Jest czasami tak, zauważyli to na zachodzie, że najwcześniej trzęsienie ziemi wyczuwają zwierzęta. To jest taki tekst pisany trochę z pozycji zwierzęcia, że ty już wiesz, że coś takiego będzie, nie czujesz się dobrze i nie czujesz się pewnie. Może właśnie czekasz na to, to ci jest potrzebne, ale nie czujesz się pewnie i wiesz, że za chwilę coś takiego nastąpi i że ta ziemia drży pod twoimi stopami, pod butami. Właśnie takie coś za pięć dwunasta.

Porządek panuje w Warszawie.
„Prządek panuje w Warszawie” to zdanie wypowiedział francuski minister spraw zagranicznych w 1831 roku, wtedy kiedy upadło Powstanie Listopadowe w Polsce. Wtedy były takie tendencje, takie siły, które liczyły na to, że w walce z Ruskimi przyjdzie na pomoc Europa Zachodnia. Zachodnia Europa nie przyszła i takie zdanie wypowiedziane przez tego francuskiego ministra spraw zagranicznych mniej więcej doskonale oddawało to w jaki sposób tamci ludzie byli zainteresowani tym co dzieje się tu, zostawić to własnemu losowi, niech się po prostu to wszystko wykrwawi, to jest historia tego tytułu. Sam utwór powstał pod wpływem manifestacji pierwszomajowych w 1986 roku w Poznaniu, kiedy tam maksymalnie milicja pałowała ludzi, którzy przyszli na swoją demonstrację pierwszomajową i w swój własny sposób chcieli uczcić to święto. Była tam po prostu regularna bitwa między zadymiarzami, a milicją i to o tym poetycko traktuje ten utwór, o tym że jest tam porządek, tam jest porządek, tam jest porządek.
Przynajmniej jak wróciłeś do chaty z tych zadym tak to wyglądało, że włączyłeś sobie telewizor, oglądasz „Dziennik Telewizyjny” i wszystko było w porządku, Wojtek Jaruzelski przemawiał, były kwiaty, szampany i muzyka z taśmy. Tak to wtedy wyglądało.


Bal u senatora.
93, bo są dwa „Bale u senatora”. Jest „Bal u senatora” `85, to był taki tekst, który odrzucili nam w Jarocinie `86, kiedy grałem w Ręce Do Góry. Na 10 tekstów, które oddaliśmy do cenzury, cenzor odrzucił nam 9 m. in. ten o „Balu u senatora”. Powiedział, że to jeden z najgenialniejszych tekstów jakie kiedykolwiek czytał w Jarocinie, ale gdyby go puścił to by się równało przemówieniu Zbigniewa Bujaka do 10000 osób zgromadzonych wtedy w Jarocinie. Tamten tekst z 1985 roku był ewidentnym tekstem, wiadomo po której stronie wtedy staliśmy i przeciw komu walczyliśmy, przynajmniej ja jako autor tekstu. W 1993 roku napisałem tekst z zupełnie innej strony, tak mniej więcej są jakieś zbieżności między tym co było w „Xero z kota”. Przyszli nowi ludzie, ci którym uwierzyliśmy, którym ja uwierzyłem, którym ufałem, że to co oni zrobią, ponieważ są innymi ludźmi, będzie wyglądało zupełnie inaczej. Okazało się, że oni są dokładnie takimi samymi sukinsynami, dokładnie na te same pokusy, które niesie władza się łapią. Ulegają dokładnie tym samym mechanizmom, które powodują zgniliznę i spustoszenie umysłowe, oddalenie się od człowieczeństwa tych ludzi, którzy sprawują władzę. To jest numer dla tych, którzy w 1993 roku się z władzą pożegnali „ostro pochlali kumple z podziemia ściągają bohaterów maski, my nie mówimy nic”.
Czasami gdy jest możliwość, wyciągamy noże i zarzynamy po prostu. To jest wszystko dokładnie opisane. „Bal u senatora `93” został pokazany na teledysku. Początkowo miał to być „Ezoteryczny Poznań”, ale uznaliśmy, że „Bal u senator” lepiej wpada w ucho i zrobimy do niego teledysk, który kompletnie nie wyszedł. Ja nie chciałem tego wypuszczać na zewnątrz, w związku z tym wytwórnia SP-Records umówiła się z nami, że bardzo chcieli by wydać nam płytę ale dopiero kiedy będzie teledysk. W tym momencie pojawił się człowiek, który może zrobić teledysk, ale posługuje się tylko techniką rysunkową, że może zrobić teledysk, ale ten cały teledysk będzie animowany. Więc tak sobie pomyślałem, że skoro taką techniką ma być zrobiony ten teledysk, to „Bal u senatora” jest najlepszym utworem do tego.
Tam jest gotowy scenariusz do tego co się dzieje. Człowiek nie musi zbyt dużo myśleć, ja nie muszę go zbyt wiele kontrolować. Po prostu tekst piosenki stanowił dla niego scenariusz. Ja mu tam podsunąłem kilka sugestii jak to ma wyglądać, no i tak wyszło. Mi się ten teledysk podoba i nie widziałem wielu takich teledysków. On się odróżnia od czegoś.
A to było naszym zamiarem, żeby ten teledysk był inny i on jest inny.


Film o końcu świata.
To jest numer, który trochę przypadkiem znalazł się na tej płycie, bo on już był w pierwotnej wersji na „Futuriście”. Zagraliśmy go trochę w innej wersji i uważam, że ta co była na „Futuriście” jest lepsza, ale w momencie kiedy zbieraliśmy materiał na „Złodziei zapalniczek” w ogóle nie myśleliśmy o tym, żeby wydać materiał z „Futuristy”. W międzyczasie ukazała się „Futurista” piracka i jeszcze w międzyczasie wiele osób namawiało nas, żeby tą „Futuristę” oficjalnie wydać. W momencie kiedy pojawiły się piraty, nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy wydać „Futuristę”, ale mieliśmy już zrobiony „Film o końcu świata” w tej nowej wersji i dlatego on się tam znalazł. W sumie bardziej wolę ten z „Futuristy”. Ten tekst powstał w 1988 roku. My wtedy jeździliśmy już trochę po kraju z Piżdamą, takie różne zlepki sytuacji, stany umysłowe, stany emocjonalne, które się wywiązały w tamtym czasie. Byliśmy na przykład z Kozakiem w Rumunii, tam też nas totalitaryzm Nicolae Caucescu przygniatał. Gdzieś tam mieliśmy zajebiste historie, Kozaka na przykład w centrum Bukaresztu Securitate zwinęło i musieliśmy tam siedzieć chyba z 7 godzin w jakiejś ukrytej kryjówce. W sumie rzecz beznadziejna. Ostatnia zwrotka też dotyczy tego, kiedy wracasz z tego całego zgiełku, w chacie wszystko w porządku, tak sobie mówisz do lampy, trochę do tej osoby która śpi, o tym co się dzisiaj zdarzyło na mieście. Wtedy nie było zbyt wielu fajnych klimatów, no więc ten tekst czasem tak wyglądał. A refren z kolei – „monstrualna pizda żarłoczna jak kosiara” – to jak graliśmy w Jarocinie `89, przyjechał do nas taki koleżka z Niemiec, który miał bardzo dobry materiał, żeśmy się ujarali.
Nasz klawiszowiec i gitarzysta – tamtego czasu Hilary, cały czas krzyczał „kosiara”, takie słowo „kosiara” i tak nam się spodobało, że przez całą noc nic innego nie mówiliśmy tylko „kosiara”, wszystko było „kosiara”. I wtedy tak myślałem „śni mi się monstrualna pizda żarłoczna jak…” i nie mogłem znaleźć tego wyrazu „Jak?”. Ale po wieczorze już wiedziałem, że „żarłoczna jak kosiara”. Jeszcze trochę haszu i trochę depresyjnej rzeczywistości komunistycznej, to co jeszcze w głowie się działo. To jest taka fotografia tego co się działo wtedy.


Nasze nogi są z gumy.
To jest taki numer, też bardzo stary tekst. Była taka zajebista wiosna w 1986 roku, kiedy pierdolnął Czarnobyl. Było zajebiście ciepło, myśmy nie wiedzieli jeszcze dlaczego jest tak ciepło. I pamiętam, że jechałem na uczelnie po jakieś zaliczenie z psychologii, czy z jakiegoś innego pojebanego przedmiotu, był 30 stopniowy upał, świeciło słońce, padał deszcz.
W pewnym momencie, a byłem ubrany tak, że miałem tylko kąpielówki, kąpielówki na to miałem nałożony prochowiec, poza tym wyglądałem jak ekshibicjonista, tylko że miałem imane zakryte. Trzeci autobus nie przyjechał deszcz padał, myśmy mokli. W pewnym momencie powiedziałem, że pierdolę, rozebrałem się i zacząłem tańczyć na ulicy, latać sobie tak w kółko. Deszcz padał podejrzewam, że był skażony, ale ja czułem się wolny. Wtedy to był właśnie taki moment, że przychodzi ni stąd, ni zowąd wiosna, nie musisz używać. Wtedy poza tym ciężko było dostać coś takiego po czym można by poczuć taką halucynogenną podróż. To ta pogoda sprawiła, że czułem się jak totalnie nadragowany. Jebiący ciepłem asfalt, dymy, które unosiły się, słońce, które świeciło, deszcz, który padał i ja, który ta uczyłem na przystanku i samochody, które się zatrzymywały bo kierowcy myśleli, że jakiś idiota, czy pojebany, coś mu się stało.
Stało mi się, po prostu czułem się dobrze. O tym jest ten utwór.

Dodaj komentarz