Adres w sercu cz. 2 – recenzja książki.

Jednak najpierw zachęcam do przeczytania recenzji pierwszej części „Adresu w sercu” oraz wywiadu z autorką, który pojawił się w cyklu Egzamin Pisemny.


autorka: Karolina Hejmanowska
rok wydania: 2021
strony: 306

Kontynuacja historii (już nie tak wesołej) załogi punkowców Pączka, Koguta i ich przyjaciół. Fabuła drugiej części „Adresu w sercu” rozpoczyna w zasadzie w tym miejscu, w którym zakończyła się pierwsza.
Jednak są to już te „nowe czasy”, pojawiają się telefony komórkowe, kasety pomału wychodzą z użytku, rozterki pary głównych bohaterów też wchodzą jakby na inny poziom.
Bo – przypominam – jest maj 2001 roku.
Objętościowo książka to połowa poprzedniej, ale już od pierwszych stron widzę i czuję, że mógłbym ją łyknąć na raz i to bez popitki, dlatego postanawiam sobie ją dawkować, tak po setce… stron rzecz jasna. Karolina stworzyła takie postaci, że czytając po prostu zaprzyjaźniasz się z nimi, no może nie z każdą, ale z przeważającą ich większością na pewno. Dlatego też, wiedząc, że trzeciej części nie będzie, chce się z nimi pozostać jak najdłużej, wejść do ich świata i nie wychodzić. Z resztą, obie części były pisane, że się tak brzydko wyrażę, ciurkiem, dlatego też przejście pomiędzy nimi jest płynne i nie czuć ani grama sztuczności czy jakiegoś wymuszenia, jak w przypadku gdy dajmy na to autor odniósłszy sukces postanawia pojechać na nim dalej i „siłą swej woli zbuntowanej” próbuje coś jeszcze sklecić. Podkreślam – tu tego nie ma.
Główni bohaterowie stają się dorośli, pomału zakładają rodziny, rodzą się dzieci, czyli jak ja to mówię kończy się poezja, a zaczyna proza. Jednak nudy nie ma. Zależności i relacje pomiędzy Pączkiem a Karoliną, bo to wokół nich kręci się cała ta historia, stają się tak zawiłe, że aż głowa mała. Chociaż w sumie życie nie takie scenariusze przecież potrafiło napisać. Nawet pokusiłem się o krótką wiadomość do autorki „Cholera. Ale tam nieźle namieszałaś…”. Wszystko dzieje się dość dynamicznie, nawet opis takiej nudnej imprezy jak wesele, chociaż długi, jest intrygujący. Aż sam się sobie dziwię, że nie jestem w stanie tego skrytykować. To przecież subkulturowy romans. Miłość jest i owszem, nawet w nadmiarze, do tego nie tylko ta dziejąca się gdzieś tam we wnętrzu, w człowieku, nie tylko uczucie, ale też fizyczna, z momentami dość szczegółowo opisanymi. Zatem coś dla erotomanów też tu się znajdzie – znaczy się taka pornografia pisana.
Podoba mi się też zakończenie – to takie mocne i stanowcze postawienie kropki w tej historii.
Tylko, cholera szkoda, że to już koniec – będzie mi was brakowało. A w takich chwilach człowiek przypomina sobie o uczuciach, o istnieniu których już jakiś czas temu zapomniał…
Od siebie w ramach podsumowania mogę dodać krótko, że każdy ma do przeniesienia jakiś swój bagaż w życiu, dla jednego będzie to niewielka saszetka, natomiast w innym przypadku i pokaźnych rozmiarów plecak (ze stelażem) to może być za mało.

P. S.
W ogóle to ta historia jest według mnie bardzo filmowa, w sumie to fajnie by było zobaczyć kiedyś ekranizację „Adresu w sercu”.

Jedna uwaga do wpisu “Adres w sercu cz. 2 – recenzja książki.

Dodaj komentarz